wtorek, 30 września 2014

Zakręty językowe / Jazykové zákruty

Gdyby mojego polskiego tatę poznał jakiś mój kolega, który ma podobne zainteresowania sportowe, wyobrażam sobie, że dialog między nimi wyglądałby następująco:

Kolega: Dzień dobry panu.
Tata: Cześć Kolego [oczywiście tu padłoby rzeczywiste imię Kolegi].
K: Pana ulubiony sport to pływanie? Ja też uwielbiam pływać! Często Pan chodzi na basen, panie Marku?
T: Wiesz co, co niedzielę przepływam 80 długości, 2000 metrów.

Ok, ok, wiem, że kompletnie nie rozumiecie, do czego zmierzam, ale za chwilę wszystko się wyjaśni. Przeczytajcie teraz analogiczny dialog (rzeczywisty) mojego znajomego z tatą słowackim (tylko dyscyplina sportowa inna, bo słowacki tata lubi co innego niż polski :) ).

Kolega: Dzień dobry.
Tata: Dzień dobry.
K: Biegasz maratony? Na którym byłeś ostatnio?
T: Ostatnio brałem udział w bratysławskim. Byłeś tam? Jaki miałeś czas?

Te dwa krótkie dialogi to esencja tego, co było dla mnie na Słowacji jedną z najtrudniejszych rzeczy i do dzisiaj sprawia mi kłopot ;) – kwestia zwrotów grzecznościowych i bezpośredniości w rozmowie z ludźmi obcymi/starszymi/wymagającymi większego szacunku itd. Otóż na Słowacji istnieją tylko dwie formy zwracania się do kogoś – tzw. „vykanie” i „tykanie”, czyli mówienie per „wy” (odpowiednik naszego Pan/Pani, tyle że Słowacy posługują się tu po prostu liczbą mnogą w drugiej osobie) i per „ty” (czyli po imieniu w liczbie pojedynczej). Ktoś może powiedzieć, że czego tu niby brakuje, ale uwierzcie mi –brakuje i to bardzo! Brakuje mi formy pośredniej, czyli tego pięknego zwrotu: „Pani Aniu…”, „Panie Krzysztofie…”, „Pani Kasiu…”, który można zastosować w połowie drogi – gdy już kogoś lepiej znamy, ale z różnych względów (np. ze względu na wiek) nie wypada mówić do niego po imieniu. Tymczasem na Słowacji mam do wyboru albo bardzo oficjalne „proszę Pani/proszę Pana” albo mówienie na „ty”. W jakiej sytuacji przydałaby się taka „pani Ania”? Otóż jak wspomniałam, „wykanie” ma wyraźnie formalny charakter. Gdy zaręczyłam się z M., oczywiste stało się też zbliżenie do całej jego rodziny. Moi kochani przyszli teściowie zaproponowali mi przejście na „ty” (co nie zawsze musi mieć miejsce w rodzinie – zwłaszcza w starszym pokoleniu; moi teściowie do dziś mówią per „wy” do swoich teściów). Pojawił się jednak kłopot – wiadomo, że po ślubie nie mówiłabym do nich po imieniu, więc szkoda to wprowadzać na te kilka miesięcy. Rozwiązanie? Rodzice M. wymyślili, żebym od razu zwracała się do nich per „mama”, „tata” (na 10 miesięcy przed oficjalnym wejściem do rodziny!). Ach, jak ja wtedy marzyłam, żebym mogła się do nich zwracać: „pani Aniu”, „panie Marianie”!!! Z jednej strony był to dla mnie zaszczyt i wyróżnienie, z drugiej – prawdziwa udręka :). Bo ja z natury zwracam się do innych raczej oficjalnie, zachowuję taki dystans słowny (jak to do licha nazwać? :)) i nie przychodzi mi łatwo zbliżenie w formie przejścia na „ty”. A tu nie dość, że na „ty”, to jeszcze na „mama”, „tata” przed ślubem! Oczywiście stałam się po tym wydarzeniu mistrzem formy bezosobowej ;), ale też zrozumiałam, że prędzej czy później będę się musiała nauczyć tego, co narzuca język słowacki, czyli bardziej bezpośredniego kontaktu. Po tych 3 latach przyznaję, moje umiejętności rosną, ale… do dziś pytam dyskretnie M. przy nowo poznanych ludziach, czy mam im „tykać” czy „wykać” ;).

PS.
  M. po przeczytaniu tego posta stwierdził, że zacytowana we wstępie rozmowa (ta rzeczywista) nawet jak na słowackie warunki stanowiła pewne ekstremum ;) (jeśli chodzi o tempo przejścia na „ty”). Ale nie zmieniłam tego przykładu, bo i tak – takie ekstrema zdarzają się znacznie częściej właśnie na Słowacji :).



Keby môjho poľského tatu spoznal nejaký môj kamarát, ktorý má podobné športové záujmy, predstavujem si, že dialóg medzi nimi by vyzeral nasledovne:

Kamarát: Dobrý deň.
Tata: Ahoj Kamarát [tu by, samozrejme, padlo meno Kamaráta].

K: Plávanie je Váš obľúbený šport? Ja mám tiež veľmi rád plávanie! Pán Marek, chodíte často na bazén?
T: Vieš čo, každú nedeľu preplávam 80 dĺžok, 2000 metrov.


Ok, ok, viem, že kompletne nerozumiete kam mierim, ale o chvíľu sa všetko vysvetlí. Prečítajte si teraz analogický dialóg (skutočný) môjho známeho so slovenským tatom (iba športová disciplína bude iná, lebo slovenský tato má rád niečo iné ako poľský :) ).

Kamarát: Dobrý deň.
Tata: Dobrý deň.

K: Behávaš maratóny? Na akom si naposledy bol?
T: Naposledy som bol na bratislavskom. Bol si tam? Aký si mal čas?

Tie dva krátke dialógy sú podstatou toho, čo bolo pre mňa na Slovensku jednou z najťažších vecí a dodnes mi spôsobuje problemy ;) – otázka zdvorilostných oslovení a bezprostrednosti v rozhovoroch s ľuďmi cudzími/staršími/vyžadujúcimi väčšiu úctu a pod. Na Slovensku totiž existujú iba dve formy oslovenia – tzv. vykanie, čiže oslovenie v druhej osobe množného čísla (zodpovedá poľskému Pan/Pani, ktoré sa používa v tretej osobe jednotného čísla) a tykanie (čiže oslovenie v jednotnom čísle). Niekto sa môže spýtať, čo mi tu chýba, ale uverte mi – chýba, a to veľmi! Chýba mi tá stredná forma, čiže ten veľmi pekný zvrat: „Pani Aňa…”, „Pán Krištof…”, „Pani Katka…”, ktorý možno použiť v polovici cesty – keď niekoho už poznáme lepšie, ale z rôznych dôvodov (napr. s ohľadom na vek) sa nepatrí mu tykať. Avšak na Slovensku mám na výber iba veľmi oficiálne vykanie alebo tykanie. V akej situácii by sa mi zišla taká „pani Aňa”? Ako som už spomínala, vykanie má veľmi formálny charakter. Keď sme sa s M. zasnúbili, bolo samozrejmé, že som sa zblížila takisto s celou jeho rodinou. Moji milí budúci svokrovci mi navrhli tykanie (čo sa vždy v rodine stať nemusí – zvlášť keď ide o staršie pokolenie; moji svokrovci svojim svokrovcom vykajú). Objavil sa však problém – jasné, že po svadbe by som ich neoslovovala po mene, nuž bola by škoda zaužiť to na dobu niekoľkých mesiacov. Riešenie? Rodičia M. vymysleli, aby som ich hneď začala oslovovať „mama” a „tata” (10 mesiacov pred oficiálnym vstupom do rodiny!). Ach, ako som vtedy snívala o tom, aby som ich mohla oslovovať „pani Anička”, „pán Marián”!!! Na jednej strane to bola pre mňa pocta a vyznamenanie, na druhej – skutočné utrpenie :). Lebo ja druhých ľudí prirodzene oslovujem skôr oficiálne, zachovávam si taký slovný odstup (ako to dokelu inak nazvať? :)) a nie je pre mňa ľahké priblíženie vo forme tykania. A tu ešte nestačí tykanie, ale prechod na „mama”, „tata” pred svadbou! Samozrejme, stala som sa po tejto udalosti majstrom neosobnej formy ;), ale tiež som pochopila, že skôr či neskôr sa budem musieť naučiť tomu, čo odo mňa vyžaduje slovenčina, čiže bezprostrednejšiemu kontaktu. Po tých troch rokoch priznávam, že moje schopnosti rastú, ale... dodnes sa diskrétne pýtam M. pri čerstvo spoznaných ľuďoch, či im mám tykať alebo vykať ;).

P.S. M. po prečítaní postu skonštatoval, že ten rozhovor citovaný na začiatku (ten skutočný) je istým extrémom aj na slovenské podmienky ;) (pokiaľ chodí o rýchlosť prechodu na tykanie). Nezmenila som však ten príklad, lebo aj tak – také extrémy sa oveľa častejšie pritrafia práve na Slovensku :).